Pomimo tak długiej przerwy i pustkach na blogu nie oznacza to, że Nas nie ma. Bardzo dużo się u Nas dzieje.
24-26 października 2014
Zjazd Wincentyńskiej Młodzieży Maryjnej z całej Polski w Częstochowie.Wraz z Gosią, Inką, Lucyną i Agą już o świcie wsiadłyśmy do pociągu, aby dotrzeć na rekolekcje tuż u stóp Jasnej Góry. Siostrą czuwająca nad nami była s.Olga, która dosiadła się do nas w Laskowicach.
Męcząca podróż... Opóźnione pociągi. Tradycja to tradycja, grupa z Tczewa nie mogłaby dojechać na miejsce spokojnie, zawsze mamy przygody! Co tym razem? W naszych wspomnieniach miejscowość Kutno zostanie już chyba na zawsze...
Bez jedzenia ani rusz. Gdy byliśmy tam już 25 minut, ogłoszono, że pociąg odjedzie z 50 minutowym opóźnieniem - nic tak nie zachęcało jak wysiąść z pociągu i iść na stacje po frytki. Przecież mamy 50 minut czasu (co z tego , że już 25 minut stoimy). I tak Siostrunia z Agą i Gośką wyruszyły na polowanie czegoś do ''żarcia". Inka i Lucyna zostały... Nie patrząc na uciekający czas wtopiły się w rozmowę...
Aż tu nagle komunikat, że nasz pociąg odjeżdża! A Gosia, Aga i siostra nie wiadomo gdzie. Szybko za telefony - ależ po co je brać, telefony w przedziale, a do siostry numeru brak. Trzeba zatrzymać pociąg... Wraz z Lucyną zaczęłyśmy krzyczeć przez okno, aby nie odjeżdżać. Przyszedł konduktor, ludzie krzyczeli z pretensjami , że niepotrzebnie zatrzymujemy i tak już mocno opóźniony pociąg. Przekazałyśmy, że jak konduktor zobaczy siostrę możemy jechać. Oczekiwana chwila- idzie siostra! Co za ulga! Spokojnym krokiem zmierza w stronę pociągu. Z zadowoleniem na twarzy ... I trzema porcjami frytek w rękach. Ale ... Zaraz , zaraz? Gdzie Gosia i Aga? Poszły jeszcze do WC na dworcu. Ludzie jeszcze bardziej zdenerwowani... W końcu widzimy , że dziewczyny idą, ale 4 perony dalej... Wszyscy zaczęli krzyczeć, że mają się pośpieszyć. Na całe szczęście zorientowały się o co chodzi i szybko przybiegły. W końcu pociąg ruszył.
Oczywiście spotkaliśmy miłych ludzi w przedziale... Szczególnie panią z malutkim psiakiem ku radości zwierzolubnej Inki.
W końcu wyczekany moment! Po kilkugodzinnej podróży w końcu byłyśmy na miejscu.
Spotkanie rozpoczęło się kolacją i zawiązaniem wspólnoty. Potem wszyscy wspólnie wybraliśmy się na Apel Jasnogórski.
Tradycyjnie sobotę rozpoczęliśmy Jutrznią.
Następnie siostra Joanna przeprowadzała dla nas warsztaty biblijne. Rozważaliśmy Ewangelię według św. Marka. Przez 15 minut czytaliśmy jej fragment. Mogliśmy podzielić się tym co najbardziej dotknęło nas w przeczytanych słowach. Otrzymaliśmy pudełka, w którym każdy mógł zamknąć fragment Pisma czy własne doświadczenie, przeżycie, które odczuliśmy podczas czytania.
Zobrazowaliśmy moment chrztu Jezusa w Jordanie, mogliśmy na własnej skórze poczuć ''wyrzucenie'' na pustynie.
''Ty jesteś moim Synem umiłowanym, Ciebie upodobałem sobie''. Bóg daje Nam swoją miłość. Daje ziarenko gorczycy , która może wydać ogromne plony. To wszystko zależy tylko i wyłacznie od nas. Wiara jest trudem i czasem wymaga ogromnego poświęcenia. Ale to co możemy stworzyć trzymając się blisko Boga jest niepradwopodobne, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i wybierając właściwą drogę możemy osiągnąć naprawdę wiele!
Kolejne warsztaty były na temat komunikacji międzyludzkiej. Teraz wiemy, że w pierwsze co w życiu trzeba zrobić to zacząć od siebie- zrozumieć i poznać własne potrzeby, zdolności, dokonać samooceny, uwierzyć w siebie. Dopiero potem możemy stanąc naprzeciw drugiej osoby, aby poznać jego problemy i postarać się mu pomóc. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak ważne są gesty w komunikacji. Sposoby przywitania się, ktorę mówią o naszym stosunku do innej osoby. Warsztaty były dla nas bardzo cenną lekcją jak postępować i rozmawiać z drugim człowiekiem.
Następnym punktem był długo wyczekiwany obiad , by nabrać sił na spotkanie z sympatycznymi ludźmi z miejscowego DPSu. Mieliśmy okazje do wysłuchania 4 pięknych świadectw. Poznaliśmy najstarszą mieszkankę domu - p.Franis, ktora niebawem obchodzić bedzie swoje 100 urodziny! Wysłuchaliśmy historii z życia pani Beaty chorej na stwardnienie rozsianie. Zaprezentowała nam też swoje wiersze. Odczułam wrażenie, że ta pani w swoich wierszach chciała ukazać swoją wewnętrzną samotność. Mimo tego, że ma opiekę, grono innych podopiecznych DPSu, odczuwała ogromną pustkę. Jakby brakowało jej osoby, którą mogłaby obdarzyć swoją ogromną miłością , ktorą trzymała w sercu. Jej wiersze odebrałam jako smutne i proszące o kogoś kto trzymałby panią Beatę za rękę w tych trudnych chwilach.
Oczywiście zostawiliśmy tam cząstke siebie. Przygotowaliśmy krótkie sceny dotyczące życia Maryii. Nie zabrakło też wesołego śpiewu. Wspólnie odmówiliśmy różaniec i przeżyliśmy Mszę Świętą.
Wieczorem czekało na nas szaleństwo na koncercie Lazarystów.
W słowach piosenek oddaliśmy część Panu. Nie zabrakło krzyków , oklasków i dzikich tańcow. Oczywiście nie obeszło się bez wskoczenia na scenę przez młodzież z Tczewa, Gniezna i Kościana oraz złapania za sprzęty kleryków, by wszystkich uraczyć kameralnym mini koncertem.
Tak... Nie obeszło się bez rozwalenia czegoś- ahh te pękające struny w gitarach, kiedy gra na nich Inka...
I tak nadszedł niedzielny poranek… Część naszej wspólnoty pobiegła rankiem na odsłonięcie obrazu Matki Bożej, by jeszcze raz zanurzyć się w Jej spojrzeniu i przeżyć Eucharystię. Nadszedł czas wyjazdów… ostatnia wspólna Jutrznia, śniadanie i dom św. Barbary powoli zaczynał pustoszeć…
Zjazd WMM w Częstochowie jest dla nas cennym doświadczeniem wspólnoty, możliwością poznania ludzi z innych prowincji i wymiany doświadczeń. Liczymy, że w przyszłości będzie cieszył się coraz większa popularnością i przyciągał WMMowiczów ze wszystkich grup!
~Inka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz